Trzy etapy ćwiczenia Tai Chi
Hao He (1849-1920), znany jako Hao Weizhen, był jednym z najbardziej znanych mistrzów tzw. starego stylu Wu, który ma korzenie zarówno w stylu Yang, jak i w wersji xiaojia stylu Chen (w odróżnieniu od nowego stylu Wu, który powstał później w Pekinie na bazie samego stylu Yang). Niektórzy jego linię przekazu nazywają też stylem Hao.
Tutaj przedstawię tłumaczenie stworzonych przez niego formuł dotyczących etapów ćwiczenia formy Tai Chi oraz krótki komentarz.
Etap pierwszy
Na początku ciało jakby było w wodzie, porusza się wraz z wodą.
Formuła: Jakbyś stał w wodzie do poziomu szyi, qi w ciele opada, ruchy kończyn napotykają na opór, zmiany pozycji powinny być wolne i jednostajne.
Etap drugi
Jak dobry pływak zapomina o wodzie, gdy przemieszczasz się, jakby stopy nie dotykały ziemi, odczucie swobodnego unoszenia.
Formuła: Ciało jakby unosiło się w wodzie, jakbyś pływał w wielkiej rzece, talia jak koło wozu, umysł przenika całość, nieprzerwane poruszanie się w bulgocącej wodzie.
Etap trzeci
Kroki lekkie i zwinne, jakbyś zapomniał o swoim ciele, jakbyś chodził po powierzchni wody, jakbyś podróżował na chmurach.
Formuła: Ciało jakby unosiło się nad powierzchnią wody, jakbyś był nad przepaścią, albo na bardzo cienkiej warstwie lodu, umysł (duch) przenika całe ciało, odrobina nieostrożności wystarczy, żebyś wpadł do wody.
Komentarz tłumacza:
Wraz z doświadczeniem zdobywanym poprzez osobistą praktykę, każdy ćwiczący sam będzie odnajdywał w tych krótkich formułach bogactwo treści. Tutaj tylko bardzo krótko spróbuję je skomentować odnosząc się do własnego doświadczenia, a także do rozmaitych prób objaśnień, które pojawiają się na chińskich forach internetowych.
Widzimy że w pierwszym etapie podkreślone jest „opadanie qi”, co wiąże się z ideą popularnie określaną jako „zakorzenienie”. Podkreślona jest idea poruszania się jakby w wodzie, jakby ruchy napotykały na opór wody. Jest to coś, co jest bardzo podkreślane także w sztuce Yiquan. Rzadziej się o tym słyszy w odniesieniu do Taijiquan (Tai Chi), chociaż czasem można spotkać wzmianki. Na przykład gdy uczyłem się kiedyś stylu Chen Taijiquan u mistrza Feng Zhiqiang, on używał obrazu poruszania się jakby w zwałach waty, pokonując delikatny opór. Jest to pewna metoda rozwijania efektywnej siły, określanej jako nei jin (siła wewnętrzna). Ruch nie jest po prostu „pustym” ruchem. Ćwicząc zachowujemy relaks, ale równocześnie staramy się skoordynować całe ciało tak, jakbyśmy chcieli wygenerować pewną siłę dla pokonania jakiegoś oporu, ale jednocześnie starając się zrobić to w sposób jak najbardziej ekonomiczny, bez tworzenia lokalnych przeciążeń (tzw. lokalnego użycia siły). Bazą dla tej siły jest podłoże, stąd podkreślenie oparcia, zakorzenienia, „opadania qi). Jest to etap podstawowy. Oczywiście faktem jest, że przed tym etapem podstawowym mamy do czynienia z etapem jeszcze bardziej wstępnym – opanowaniem w miarę poprawnej formy ruchów, by móc zacząć pracować bardziej „wewnętrznie”.
Drugi etap zakłada, że podstawowe umiejętności zostały osiągnięte, że jesteśmy w stanie poruszać się bardziej swobodnie, efektywnie generując „siłę wewnętrzną” – nei jin, a nie posługując się już „niezgrabną siłą” – zhuo li. Jesteśmy już jak ktoś kto dobrze opanował pływanie, nie myśląc o wodzie, i o tym jak pływać. W Yiquan mówi się „jak ryba w wodzie” – gdy nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy to ryba płynie dzięki swoim wysiłkom, czy to woda ją niesie. Styl Wu/Hao Tai Chi podkreśla tak zwane „żywe kroki”, stąd nie możemy się na wyższych etapach nadmiernie skupiać na idei „zakorzenienia” – stopy znajdują oparcie dla wygenerowania siły do przekazania poprzez całe ciało, gdy jest to potrzebne, ale nie jest już niezbędne duże skupienie na tym.
Trzeci etap, to najwyższe mistrzostwo, ideał, gdy wszystko powinno dziać się samo, swobodnie, naturalnie, spontanicznie. Obraz znajdowania się nad przepaścią lub na cienkiej warstwie lodu podkreśla stan pełnego zaangażowania mentalnego. Ciekawe, że w Yiquan podobne obrazy wykorzystywane są podczas ćwiczeń kroków mocabu.
Przekład z chińskiego i komentarz: Andrzej Kalisz